niedziela, 30 grudnia 2012

Amen czyli rzecz o zangażowaniu

Mała wioska gdzieś na Dolnym Śląsku, kilka starych chałup, kilka nowych domów, dwa sklepy i świetlica. Jak przystało również na małą poniemiecką wioskę, dwa kościoły. Jeden ceglany, najprawdopodobniej zbudowany jeszcze na przełomie XVI i XVII w. a drugi drewniany, wyłączony już z użytku, jednak nadal pieczołowicie otoczony opieką przez miejscowy lud.
Jeden z ostatnich dni kalendarzowego roku. Atmosfera niedawno przeżywanych Świąt Bożego Narodzenia przeplatała się z rozmowami o zbliżających się zabawach sylwestrowych. Przepełnione brzuchy, grypa która dopadła połowę wsi przybyła wraz z odwilżą oraz pieczołowicie szykowane kreacje na najważniejszą noc w roku.
Gdzieś w całym końcoworocznym zamieszaniu wypadła niedziela. Jak Pan Bóg od wieków przykazał, każdy od małego do starego szykuje najlepsze buty żeby na jednej z dwóch Mszy spełnić swój chrześcijański obowiązek. Obraz jest wyśmienity i praktycznie już nie spotykany. Grupka fajkowych mężczyzn, w sąsiedztwie swoich samochodów, rozprawia o bieżących problemach oraz zbliżających się podwyżkach cen papierosów. Kobiety gaworzą o pięknej jak na grudniowe dnie pogodzie. Gdzie niegdzie jakiś młodzieniec przemyka na rowerze w pośpiechu, żeby nie spóźnić się, gdyż ksiądz proboszcz wyznaczył go dzisiaj do służenia.
Msza zaczyna się głośnym dzwonkiem, który nawet najbardziej zaspanych potrafi wyrwać z ostatniego powiewu wczorajszego snu. Wszystkie ławki zajęte, ołtarz przerobiony na betlejemską szopkę, osiem choinek. Sześć  prawdziwych, od pana leśniczego, w darze dla kościoła i dwie sztuczne. Cóż, nie wszystko może być idealne.
Ksiądz od razu po rozpoczęciu przechodzi o dziwo do krótkiego fragmentu książki, która to prawi o siódmym przykazaniu. Dla podkreślenia, powtarza dwa razy co oznacza przykazanie "nie kradnij". Fakt, w dzisiejszych czasach wierni mogli zapomnieć o co chodzi w tym  prastarym przykazaniu.

Niedzielną rutynę rozbija o moją głowę, nadchodzący zza pleców głośny, niczym wojskowy rozkaz, okrzyk "Amen".  Mała, kilkuletnia dziewczynka, nie zważając na żadne zakazy, czy nakazy czy jakiekolwiek kościelne konwenansy z prostotą godną malca wykrzyczała swoją obecność. I tak już było przez całą liturgię. Nie ukrywam, nie łatwe było wytrzymać godzinę krzyczenia zza pleców. W pewnym momęcię jednak, ku mojemu zaskoczeniu doznałem pewnego rodzaju doznania wspólnoty z tym małym dzieckiem i jak gdyby pociągnięty przykładem, coraz głośniej starałem dotrzymywać kroku w śpiewaniu.


p.s

Zbliża się czas nieszczęśnie lansowanego przez tkz. media wośp (dla niewtajemniczonych: wielka orkiestra świątecznej pomocy). Jak co roku, oświadczam, że nie wrzucam tam ani grosza. Poniżej wypowiedź Pana Owsiaka który sam wystawia sobie dyplom obłudnika: jednym pomaga ratować życie, żeby innych uśmiercać. Jednocześnie zachęcam na ofiarność dla innych fundacji i instytucji, najlepiej działających przy Kościele. Dlaczego? ano dlatego, że mam zaufania dla moich pieniędzy tak oddawanych, że trafią dla potrzebujących osób a przy okazji nie napcha sobie jakiś Pan swojej kieszeni. Nie uważam również, że w imię pomagania można robić "wszystko", idąc za zasadą: cel uświęca środki. A dlaczego mam zaufanie? ponieważ prze kilka lat pomagałem i własnoręcznie rozwodziłem świąteczne paczki.

Owsiak: "Boję się zniedołężnienia. A najbardziej dysfunkcji, o których człowiek nie wie, jak demencja, alzheimer. Te choroby dotykają nie tylko seniora, ale wszystkie osoby, które żyją w jego otoczeniu, często wręcz degradują całe rodziny. W takich momentach pojawia się ostrożnie podejmowany u nas temat eutanazji. Ja bym się nie bał rozpocząć dyskusji na ten temat. Osobiście dopuszczam taki sposób pomocy, bo ja to tak rozumiem - eutanazja to dla mnie pomoc starszym w cierpieniach."



czwartek, 27 grudnia 2012

czwartek

Czwartek to dobry dzień na początek. Nie jest to poniedziałek ani nie jest to niedziela a więc ani początek ani koniec tygodnia. Zasadniczo tak mniej więcej środek. Środek to dobry początek.
Przyzwoitość nakazuje się przywitać.
Witam każdego człowieka który będzie czytać te słowa. Witam również Boga, który będzie to czytać. Witam, mam na imię Michał.

Bardzo nie lubię zobowiązań, ram i wszelkiego rodzaju granic ale przeczytałem, że warto napisać kim jestem i o czym będę pisać. Na imię mam Michał, mam 27 lat i kilka kilogramów nadwagi. Tytuł jaki sobie wymyśliłem jest myślą przewodnią tego bloga.
Pralnia to miejsce gdzie przychodzi się ze stertą brudnych ubrań, a wychodzi z czystymi a czasem i nawet wyprasowanymi. Pralnia to miejsce zmiany. Nie jest to miejsce miłe i przyjemne. Najczęsciej nie ma tam kolorowych ścian i przyjemnego zapachu. Czasem śmierdzi skarpetami, czasem wybielaczami. Jedno jest pewne wyciągając pranie z pralki, wyciągamy zmienione ubranie. Jest czyste i pachnące.

Czasem ludzie pytają innych: kto jest twoim autorytetem, idolem etc. ? Moim jest między innymi ten człowiek. Niech On będzie podsumowaniem tego początku.
Freddy